Strony

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 7-Przebudzenie(1/2)

Na samym początku bardzo przepraszam za tak późne dodanie rozdziału!
Sami wiecie...diabelska szkoła.

Ten rozdział jest podzielony na dwie części:
1-Przebudzenie
2-bal








             Krzyk Rachel był ostaniom rzeczą, jaką usłyszałam zanim mój umysł odpłynął do innego świata. Rozpaczliwie wykrzykiwała moje imię, starając się nie dopuścić do tego abym zamknęła oczy. Zanim moje powieki ostatecznie opadły, dostrzegłam, iż nie jest sama. Sprowadziła pomoc.
W głębi ducha, byłam niezmiernie wdzięczna tej dziewczynie, a jednocześnie byłam zła sama na siebie, że jej nie zaufałam...


                                                                    ***
 

               Ból głowy ogarnął mnie, gdy próbowałam uchylić powieki. Powoli odzyskiwałam świadomość, a jedyne pytanie jako rodziło się w mojej głowie, to czy jeszcze w ogóle żyje.
Gdy udało mi się otworzyć powoli oczy, niemal natychmiast je zamknęłam, gdyż rażące światło, drażniło moje źrenice. Jednak za drugim razem, moje oczy pozostały otwarte i mogłam przyjrzeć się miejscu, w którym obecnie się znajdowałam. Leżałam na (nie oszukujmy się) niezbyt wygodnym łóżku. No cóż najwidoczniej gdzieś mają czyjeś potrzeby. Ściany były białe, pokryte malunkami, przedstawiającymi najróżniejsze znaki runiczne, i nie byłabym jakoś wielce tym zaskoczona, gdybym chociaż, które znała. Byłam
dość dobra jeśli chodzi o naukę run i niemal mogłabym przysiąc, że żadnej z tych tutaj nie ma w księgach. Następną rzeczą jaka przykuła moją uwagę była Rachel, która w obecnej chwili, smacznie spała sobie na sąsiednim łóżku, z zmartwionym wyrazem twarzy, tuląc do swojej piersi pluszaka. Moje usta wykrzywiły się w nikłym uśmieszku. Czym ta dziewczyna mnie jeszcze zaskoczy.

          Powoli, próbowałam się podnieść, ale rana na brzuchu dała o sobie znać i jęknęłam z bólu.
        -Powinnaś odpoczywać-panna przytulająca miśka, zjawiła się obok mnie w mniej niż 2 sekundy, zaskakując mnie tym. Jednak, mając okazję aby dowiedzieć się gdzie jestem i co się stało pozwoliłam aby z moich ust wylała się fala pytań.
        -Forest..do cholery jasnej, gdzie ja jestem?! Co się stało?! I czemu przytulasz miśka?!

        -Grzeczniej proszę. A co do twoich pytań...obecnie znajdujesz się w łóżku. Ymm..zostałaś poharatana przez demona, masz okropną bliznę-wyszeptała z udawanym współczuciem.-No i dla twojej informacji to nie jest zwyczajny miś, tylko taki trochę terapeuta, który pomaga mi zasnąć, kiedy nie mogę odpłynąć w objęciach morfeusza. 
I w tym właśnie momencie, jeśli oczywiście można to tak nazwać, Rachel zwaliła mnie z nóg.
Boże, dopomóż mi, przysięgam, że jeśli ta dziewczyna będzie tak irytująca, to przestanie mi być jej żal, zaprzestane z nią jakiegokolwiek kontaktu i po prostu razem z tym jej miśkiem zakopie ją żywcem w lesie.......
       Policzyłam w myślach do 20 aby nieco się uspokoić.
       -Ile dni byłam nieprzytomna?-spytałam, mając nadzieję, że być może tym razem dziewczyna zdoła udzielić mi błahej odpowiedzi i zacznie zachowywać się jak na siedemnastolatkę przystało.
       -Ehh.. jeśli się nie mylę, to chyba jakieś 4 dni.-odparła z uśmiechem.-Wiesz, 2 dni temu była ceremonia rozpoczęcia roku. Myślałam, że zasnę, jakaś stara baba ględziła o tutejszych zasadach i takich tam mało ważnych sprawach...
       -Aż 4 dni?!-przerwałam jej, opadając na poduszki.
        - Yes.-powiedziała.-Zajęcia zaczęły się wczoraj, z tego co widziałam, masz zajęcia z drugą grupą, niestety nie mam pojęcia, kto jest tam mentorem. 

        Spojrzałam na nią poirytowana.
        -Długo będę musiała tu leżeć?-oby nie.
         -Szczerze powiedziawszy to wydaję mi się, że nie. Główna dyrektorka wydaje tu polecenia, więc to ona o tym zadecyduje. Nie owijając w bawełnę, twój stan nie był najlepszy, kiedy cię tu przynieśli, no i dużo osób wpadło w panikę, kiedy powiedziałam im co się stało.

       Nie chcąc dłużej słuchać jej paplaniny, wstałam z łóżka, nie zwracając uwagi na ból. Zakręciło mi się odrobinę w głowie. Jednak po chwili już było w porządku.
          -A ty dokąd?-Rachel chwyciła mnie za ramię, gdy zmierzałam do drzwi. Posadziła mnie z powrotem na łóżku.
           -Pójdziesz po kogoś? Jestem już zdrowa, nic mnie nie boli, czuję się wyśmienicie.-Uśmiechnęłam się sztucznie. Wiedziała, że kłamie ale jednak podniosła się i ruszyła ku drzwiom.          Chociaż raz zrobiła to o co ją poprosiłam. Chociaż raz....


                                                                       ***

            -Białe postacie?

         Obecnie, przebywałam w gabinecie pani Serafiny Kaylie Jackson-dyrektorki.
Wydawała się być zbyt młoda, na taką posadę. Miała blond włosy, sięgające do jej pasa, a jej brązowe oczy przypatrywały mi się z ciekawością.
           -Tak.-odparłam.-Było ich 6, kiedy stałam pomiędzy nimi...miałam wrażenie jakby wysysały ze mnie życie. To było naprawdę dziwne i przerażające.
Twarz kobiety wydawała się przybrać bladych kolorów, co było zauważalne, gdyż miała oliwkową karnację. Zacisnęła usta, tworząc wąską kreskę.
           -Dobrze.- powiedziała, patrząc w okno i wstając powoli.-Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej. Teraz bardzo Cię proszę, abyś udała się do swojego pokoju i odpoczęła, jeśli chcesz mogę cię zwolnić z jutrzejszych zajęć, ponieważ zdaję sobie sprawę, że bycie na granicy życia, a śmierci nie jest niczym przyjemnym. Uśmiechnęłam się do niej szczerze. Być może była moją pierwszą, prawdziwą sojuszniczką w tej szkole.
            -Dziękuje.-powiedziałam i wstałam, po czym uświadomiłam sobie, że właściwie nie wiem gdzie jest mój pokój.
            -Głupio mi o to pytać, ale czy mogłaby mi pani powiedzieć..-zaczęłam, ale kobieta mi przerwała.

             -Oh, bardzo cię proszę, nie jestem już tak bardzo stara, aby nazywać mnie panią. Proszę mów mi Serafina.-poprosiła.
            -Emm, no dobrze...a więc, Serafino, czy mogłabyś mi powiedzieć gdzie jest mój pokój?

             -Ależ naturalnie, już sprawdzam.-powiedziała i otworzyła gruby zeszyt.
Przekartkowywała go, szukając odpowiedniej strony, aż w końcu znalazła.
            -Pokój 144. Twoje współlokatorki to Emma Herondale i jedna z mentorek, Miranda Cosgrave.
             Emma Herondale.....

            Ta Emma Herondale.....
              Pewnie już myśli, że jestem szajbuską...
                                                                          
         

                                                                             ***

Od dobrych 15 minut błąkałam się po korytarzach tej ogromniastej akademii.
No cóż, nie miałam racji, sądząc, że to małowartościowy budynek. Każdy szczegół tej starej budowli był ozdobiony, ozdobami o wartości większej niż moje życie.
Idąc dalej nie dostrzegłam podniesienia, a jak już dobrze wiecie jestem niezdarą.
I gdyby nie czyjeś umięśnione ramiona, oplatające mnie w tym momencie w pasie zapewne zaliczyłabym glebę. No cóż, sprawdźmy kto jest mym wybawcą.
Odwróciłam powoli głowę, a mym oczom ukazała się twarz aroganckiego dupka od fontanny.
-Widzę, że gdziekolwiek jesteś, to i tak sprawiasz kłopoty.





Przepraszam za błędy.
Nie mam weny.
Część 2 pojawi się w ciągu 2 dni.