wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 2- Powołana

Cześć wszystkim!

Zanim zaczniecie czytać chciałabym was poinformować iż zmieniłam nieco poprzedni rozdział, więc aby uniknąć wszelkich nieporozumień zapraszam do niego z powrotem.

Oh i przepraszam za tak długi czas oczekiwania.

 



,,Nikt z was nie jest winien okropieństwom jakie przyniosła przeszłość. Ale każdy z was kiedyś pójdzie na przód i pomyśli sobie-Jak do diabła mam ocalić ten przeklęty świat?-I tak jak dopilnuje pokoju i czystośći tak zostanie zapisany w wielkich księgach, które niegdyś przeczytają wasze dzieci jak i ich potomkowie."

Doskonale pamiętałam te słowa, które wypowiedział jeszcze nie tak dawno profesor George Cosgrove. Jednak nigdy nie zadawałam sobie trudu aby kiedykolwiek je zinterpretować, w odpowiedni sposób.-Aż do dziś.
Na podium stało już ponad 90 osób, a selekcja-z coraz większą ilością wybranych osób-dobiegała końca.
Jednak z każdą sekundą przejmowałam się coraz bardziej. Nie miałam zamiaru zmarnować sobie życia w taki sposób. Nigdy nie prosiłam o taki los i gdybym tylko miała szansę być normalną nastolatką..ale takiej szansy nie ma.
Rozejrzałam się dyskretnie wokół. Kilka rzędów dalej spostrzegłam Laryse i Emme Herondale obok swoich słynnych rodziców. Przyjrzałam im się z niebywałą ciekawością.
Emma-starsza córka Clarissy i Jonathana Herondale'a-równie jak ja była zniecierpliwiona a jej wzrok wędrował po całej sali przystając na mojej twarzy. Speszona odwróciłam się mając nadzieję, że nie zwróciła ku mnie zbytniej uwagi.
-Ile jeszcze osób?-Soyer spojrzała na mnie obojętnie. Przez kilka sekund sądziłam, że z jej ust nie usłysze ani jednego słowa.
-4 osoby.-mrukneła niezadowolona.- Dobrze wiedziałam z czego wynikał jej ton głosu jednak cieszyłam się, że moja młodsza siostrzyczka nadal tu stoi.
-Johansson Scarlett-I gdyby nie to, że tuż po chwili usłyszałam nazwe mego rodu a tuż po nim imię..i to moje, przytuliłabym Soyer ale teraz? Teraz miałam ochotę poryczeć się jak małe dziecko, które boi iść się do dentysty. Jednak wolałam uniknąć skompromitowania i gdy przedstawicielka rady drugi raz przeczytała moje imię i nazwisko spojrzałam na mame, której wzrok był utkwiony we mnie z niesamowitym uznaniem. Niepotrafiąc dłużej znieść jej spojrzenia uniosłam wzrok ku górze i powoli z zapartym tchem ruszyłam przed siebie.



,,Szczęściara."-Usłyszałam jeszcze tylko niewyraźny ale za to zły szept mojej siostry.

                                                                               ~***~

-I o to przed wami, przysięgamy strzec złotej setki wybrańców, którzy zostali powołani na świat przez niesamowitych Nephilim. Ja Amelia Staskerl jako reprezentantka Akademii św.Jonathana składam przysięge luterlańską, iż zrobimy wszystko aby ci młodzi ludzie tak jak zostali poczęci tak też przeżyli.-Głos kobiety rozprzestrzenił się po sali w mgnieniu oka.
Ludzie wierzyli tej kobiecie, być może słusznie gdyż była pierwszą reprezentantką akademii, która przysięgła, że nic im się nie stanie. A przynajmniej nie wtedy gdy ona będzie obok.
Odetchnełam głęboko i spojrzałam jeszcze raz na moją rodzine.
Tak bardzo pragnełabym pozostać w domu.
-Dziś o zmierzchu wszyscy wybrańcy mają obowiązek zjawić się tu ponownie w celu przeniesienia do akademii. Dziękujemy wszystkim za pojawieniu się na dzisiejszych wyborach jednak prosimy o rozejście się a pozostanie rady Clave.-I tym o to zdaniem czarnowłosa kobieta zakończyła selekcje.
Przypomniały jej się słowa matki-,,Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co Ci się trafi."
 I jak się okazało nie wiedziałam..
 
                                                                                ~***~
-Na pewno wziełaś wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy?-Gdy zjawiłam się o zmierzchu pod tą samą salą gdzie odbyła się selekcja moja matka zbombardowała mnie tysiącem mało potrzebnych pytań.
Soyer była na mnie zła, po powrocie do domu zamkneła się w pokoju i nie chciała do niego wpuścić nikogo. Nie wspominając już o tym, że nawet się ze mną nie pożegnała.
Jednak postanowiłam się tym nie przejmować, ponieważ wiedziałam jaka jest Soy.
Gdy jej wrażliwość przejmuje władzę nad nia w tym samym momencie jej umysł ogarnia totalana złość. Jednak miałam nadzieję iż nie potrwa to długi okres czasu.
-Tak.-Odpowiedziałam krótko, przewracając oczami.
Moja mama jeszcze nigdy się tak mną nie przejmowała.
Ma rodzicielka westchneła tylko przystając na chwilę.
Dopiero po chwili zorientowałam się jaki był tego powód.
Wszyscy wybrani znajdowali się w tym miejscu żegnając się z rodzicami.
-A więc to się dzieje na prawdę-wydukałam lekko skołowana.
-Tak, to dzieje się na prawdę Scar.-uśmiechneła się do mnie co było dużym zaskoczeniem.-Chce żebyś wiedziała, że jestem z ciebie dumna córciu. Zawsze byłam i zawsze będe.
Może i nie jestem dobrą matką, ale Anioł Raziel wie, że wskoczyłabym za ciebie i Soyer w ogień.-Powiedziała tylko i przytuliła mnie. A ja chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie.
-Nie zawiodę cię mamo-odparłam.



 Mam nadzieję, że rozdział w miare wam się spodobał.
Przepraszam za błędy wszelkiego rodzaju.
Do następnego!
Czytasz?-Komentujesz!

6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się spodobał! :) Tak trzymaj!
    I proszę by następny rozdział był wcześniej niż ten! Nie będę mogła się doczekać i chyba zeświruję jeśli będzie inaczej!
    Pozdrowienia
    Silie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 3 jest już prawie gotowy więc najpóźniej pojawi się w niedzielę.

      Usuń
    2. Rozdział 3 jest już prawie gotowy więc najpóźniej pojawi się w niedzielę.

      Usuń
  2. Dopiero teraz przeczytałam i proszę o twoje wybaczenie bo to jest GENIALNE i mam nadzieje że wszystkie rozdziały takie będą

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz zostaw po sobie ślad w postaci komentarza.