piątek, 15 kwietnia 2016

Rozdział 8- Śmierć godna prawdziwego bohatera



                 Nadzieja na to, że uda mi się opuścić ten niemiłosierny bal, zniknęła tak prędko, jak uszatek Rachel został spalony na stosie. Oczywiście jeśli przez stos rozumiemy kilka patyków drewna, leżących w szkolnym kominku. Śmierć godna prawdziwego bohatera, czyż nie?

         Mimo, iż moja obecność w sali pełnej spoconych ludzi, ocierających się o siebie jak w jakimś nocnym klubie, z pewnością przeznaczonych dla istot, których przedział wiekowy przekraczał 18+,  była raczej zbędna, to i tak tu byłam. Zaciągnięta siłą, niemal nie poniosłam krzywdy śmiertelnej.
A sprawcą tego wszystkiego była moja ukochana współlokatorka, mianowicie Miranda Cosgrave, która swoją drogą, była także mentorką jednej z grup, szkolących się na łowców aniołów potępienia.
Mimo, iż powinna być niezwykle odpowiedzialną osobą, zdążyłam się już zapoznać z jej 'aktami'. Nie pytajcie jak, gdzie i kiedy, bo i tak nie odpowiem, gdyż to ściśle tajne. Jednak sądzę, iż mentorami są skrajnie nieodpowiedzialne oraz lekko szajbnięte osoby. Oczywiście nie obrażając nikogo. To tylko, i wyłącznie, moje skromne zdanie.

          Sala była przyozdobiona kolorowymi balonami oraz serpentynami, a ciemne pomieszczenie, było oświetlane, przez neonowe światła, które szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia skąd wytrzasnęli.Tak jak już wcześniej wspominałam, cała sala ogółem przypominała klub nocny.
A większość ludzi, mimo wpatrujących się w ich osoby gałek ocznych nauczycieli, nie szczędziła sobie okazywania czułości. Obrzydlistwo. Nie mogąc dłużej znieść tego wszystkiego, postanowiłam zająć się rozmową z Emmą, która równie okropnie jak ja znosiła przebywanie tu, oraz równie karcąco, spoglądała na tych wszystkich osobników. Ach, no i równie została tu zaciągnięta siłą.
Chociaż, nie ukrywam, iż walczyła z Mirandą zacięcie. No ale cóż, jak widać w walce pomiędzy blondynką, a rudzielcem wygrywa ta głupsza. (Z szacunkiem do wszystkich blondynek, którą ja również jestem).

A teraz ja i ona byłyśmy zmuszone, siedzieć tu, udając, że jesteśmy niezwykle poruszone tym wydarzeniem. Znaczy ja udawałam, natomiast starsza jedynie wlepiała swoje oczęta w postać, stojącą gdzieś za mną. Obróciłam się w ten sposób, aby przyjrzeć się obiektowi jej westchnień.
Klaus Lightwood, osoba, którą w obecnej chwili otaczało stado dziewczyn, z czego zapewne kilka z nich było dziewicami, których marzeniem była, aby ta kupa mięśni...sami wiecie.

Spojrzałam powtórnie na młodą Herondale, która wydawała się być znacznie zaniepokojona, tym co może się tam wydarzyć. No i tak, o to dochodzimy do kolejnej ważnej sprawy, którą jest oficjalne obwieszczenie, iż panna Emma Herondale oraz panicz Klaus Lightwood są w otwartym związku.
Ten świat jest tak absurdalnie pokręcony, że aż brak mi na niego słów.
Oczywiście nie jestem osobą, sądzącą, iż związek otwarty jest czymś karygodnym, jedyną rzeczą dla której go nie trawie jest fakt, iż zazdrość to fundament rozpadu związku. A żeby mieć możliwość posiadania partnera nie tylko dla siebie jest potrzeba posiadania dystansu do rzeczywistości, którą jesteśmy osaczeni. Natomiast kiedy widzę jak Emma spogląda na swojego chłoptasia, doskonale zdaje sobie sprawę, że ona niestety tego nie ma.

-Nie patrz się tak na niego, bo jeszcze pomyśli, że Ci zależy-mruknęłam od niechcenia, krzyżując ręce na piersi, podkreślając tym samym swój całkiem wydatny biust.

Wzrok dziewczyny natychmiast zmienił kierunek, a ja czułam się dziwnie, czując na sobie wzrok rudowłosej.  Prychnęła cicho, patrząc na mnie z niezrozumieniem.

-Nie mam pojęcia o czym ty pierniczysz-mówiąc to, wzięła do ręki kieliszek z winem, którego o dziwo mogliśmy się napić.
Zastanawiam się czy to jest szkoła dla pozerów czy dla łowców.

-No nie wierzę, aroganckie dziewuszysko powstrzymało się od wypowiedzenia przekleństwa-udałam zachwyt, po czym nałożyłam sobie na talerz kawałek bagietki czosnkowej, która przyprawiała mnie o ślinotok.

-Jesteś jeszcze gorsza od Rachel-stwierdziła ponura, a jej mina wyglądała jakby duchem była na pogrzebie miśka Forest.

Jednak powiedzenie, iż moja głupota przewyższa bezmyślność Rachel, było skandalicznym posunięciem. A pro po Rachel, mówiłam już, że nie odzywa się do mnie od kilku dni? Nie? No to teraz wam mówię, panna Forest znalazła sobie nowe towarzystwo w postaci sukowatej Zary Stone. Czyż pozycja 'sekretarki' najwredniejszego babsztyla w szkole nie jest spełnieniem marzeń?

Skubiąc bagietkę, szukałam wzrokiem dziewczyny, o której była mowa.

-Szczerze powiedziawszy, trochę mi jej żal-stwierdziła rudowłosa, patrząc na mnie z uniesioną brwią, jakby miała do mnie jakiś problem.

-A komu nie byłoby żal dziewczyny, która jest chora psychicznie, zadaję się z ostrą szychą w szkole i nieumyślnie doprowadza do prawie śmierci, osób,  które co dopiero poznała?-spytałam, wstając.

-Gdzie idziesz?-ton dziewczyny wydawał się być nieco przestraszony, nie pominę faktu, iż jej wzrok w tym momencie wędrował ode mnie do Klausa i  z powrotem. Ja na jej miejscu sprzedałabym mu kopa w tyłek i wywaliła z chaty. No cóż, może nie dosłownie, bo nie mamy tu żadnej chaty.

-Idę poszukać Mirandy, jestem zmęczona i mam zamiar przynajmniej kilka godzin spędzić, w spokoju, z dala od tej hołoty-oznajmiłam smętnie, a widząc niepokój w oczach Emmy, który swoją drogą nie pojawiał się tam często (przynajmniej od czasu, kiedy ją poznałam), dodałam, że zaraz wrócę.

Zanim ruszyłam na poszukiwania mojego celu, obrzuciłam jeszcze jednym piorunującym wzrokiem, chłopaka dziewczyny, który akurat w tym czasie spojrzał w moją stronę, a jego mina pozostawała obojętna, gdy ujrzał, że te pioruny są celowane ku niemu. Naprawdę nigdy nie zrozumiem jak Emma może być z kimś, kto nawet nie widzi w jakim jest stanie, a jedynie lata za innymi dziewczynami jakby nie miał własnej. Nawet jeśli są w otwartym związku, powinny być jakieś zasady, no nie?
Żałosny typek urwany spod bananowca, który nie wiem czy w ogóle istnieje.

Wracając do moich poszukiwań...
Przechodzenie w sukience, pomiędzy zboczeńcami, zapewne nie wróży nic dobrego, ale ja jak to ja muszę oczywiście mieć w 4 literach prawa fizyki, czy cokolwiek jak to się nazywa.
I oczywiście ja jako pierwsza po nagrodę nobla fajtłapa, muszę wpaść na kogo?
Cholernego dupka od fontanny.


Żyć nie umierać.

No cóż, nic by takiego się nie stało, gdyby nie malutki problem. Sądzę, że wielka czerwona plama na białej koszuli, raczej nikomu by do gustu nie przypadła.
No, a już na pewno nie panu wypierdkowi mamuta.

Jego spojrzenie było tak cholernie irytujące, że nie dało się powstrzymać zapewne zbędnego komentarza:

-O kurczaczki, jak to jest okresować z koszuli?-spytałam ironicznie.

Chłopak spojrzał na mnie chłodno, a następnie jak gdyby nigdy nic wziął kieliszek swego kolegi, którego zawartość, po chwili znalazła się na mojej głowie.

-Jak to jest okresować mózgownicą?-odpowiedział równie ironicznie, uśmiechając się do mnie sztucznie. Kilka osób zebrało się w koło, śledząc przebieg wydarzeń, ale liczniejsi bawili się i tańczyli dalej. Natomiast ja miałam w głowie tylko jedno pytanie, a odpowiedź na nie, mogła zaważyć nie tylko o życiu tego zacofanego cynika.

Czy
On
Właśnie
Zepsuł
Moją
Fryzurę
?


A więc wojna.





 

         

     

4 komentarze:

  1. uwielbiam twoje określenia Gideona XD ale okres z koszuli rozwalił wszystko :D a tak to.. wiesz, jest 21:40, a tu rozdziału ni ma, a być miał. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD.
      Tak wiem, było małe opuźnienie ale rozdział pojawił się wczoraj. I dziś koło 23 pojawi się kolejny :)

      Usuń
  2. Rozwalasz! ;D rozdział (i blog) jest super, więc pisz pisz bo masz dla kogo!
    Tak więc czekam na nexta, który ma się niebawem pojawić!!! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń

Jeśli czytasz zostaw po sobie ślad w postaci komentarza.